wtorek, 3 lipca 2012

Let's eat Breakfast at Tiffany's


Żaden inny film nie wzbudza we mnie tyle radości i inspiracji co "Śniadanie u Tiffany'ego". Sięgając pamięcią wstecz pierwszy raz całkiem przypadkiem obejrzałam ten film w niedzielne jesienne popołudnie. Szukałam czegoś lekkiego i łatwego w treści co przyćmi jesienny chłód za oknem. Przelatując kanałami w końcu znalazłam coś co przykuło moją uwagę."Holly Golightly jest postrzeloną dziewczyną, której życie upływa na nieustannej zabawie na koszt bogatych adoratorów. Pewnego dnia piętro wyżej wprowadza się młody pisarz, który także jest utrzymankiem. Tę dwójkę zaczyna łączyć przyjaźń, która przerodzi się w głębsze uczucie. Oboje będą musieli zweryfikować swe dotychczasowe życie i zdecydować, czy są w stanie być razem". Po opisie pomyślałam, że to jest właśnie to czego szukałam.  Co się okazało  po dwóch godzinach  seansu pozostał tylko zachwyt i łzy wzruszenia. Wybór filmu okazał się idealny. Nie spodziewałam się ,że od tamtego popołudnia wszystko będzie miało inny kolej rzeczy. Budząc sie rano spoglądam na ścianie w poszukiwaniu plakatu Holly która już wita mnie z kawą, w swoich ogromnych okularach - do jej drobnej, ale jakże uroczej twarzy dodają mnóstwo uroku. Zaraz potem daje znać o sobie przewracająco sie leniewie z jednego boku na drugi, rudy kotek o imieniu Tiffany. Małe ale jak bardzo znaczące detale sprawiają, ze na mojej twarzy od razu widnieje się uśmiech.

Ale skąd ta cała fascynacja? Może dlatego, że postać Holly zbudziła mnie ze snu i dzięki niej dostałam wielkiej dozy natchnienia. Odkąd pamiętam zawsze interesowałam się modą. Tworzyłam stroje na różne okazje. Projekty były wszędzie, w każdym szkolnym  zeszycie( na co nauczyciele reagowali z przymrużeniem oka) i na każdym skrawku papieru znalezionym w kątach pokoju. W moich projektach najbardziej ceniłam sobie szyk i elegancje. Jednak w pewnym momencie przyszła pauza. Ta pauza, która sprawiała wrażenie trwać wiecznie i wszystko to, co się ulotniło, z powrotem znalazłam w tej powieści.To był niesamowity zastrzyk inspiracji. Od razu wpadłam w "trans" tworzenia. Moje projekty pozostały w starym tonie, nadal mają w sobie szyk i elegancje, ale do tego posiadają niebanalny charakter, doskonalne dopasowany fason i oryginalność Holly. Myślę, że to ta siła prostoty i klasyki sprawia, że nie tylko mnie inspiruję jej styl ale i milionów ludzi na całym świecie.

Nie chce ukrywać tego co najważniejsze, a więc musze napisać, że od zawsze fascynował mnie Nowy Jork. Jak większość kobiet lubię czasem przenieść się w świat wyobraźni, a wtedy wędruję po jednej z ulic "centrum świata", ubrana w czarną wieczorową suknię z  połyskującym diademem we włosach i z kawą w ręku. W takich chwilach choć na moment mogę być częścią tego tętniącego życia miastem.

"Każdy człowiek szuka swojego miejsca na świecie, miejsca, gdzie czułby się tak dobrze, jak u Tiffany`ego" 












3 komentarze:

  1. Holly to faktycznie fascynująca i inspirująca postać. A jej "uporządkowanie" przypomina mi trochę mnie samą. Poszukiwanie swojego miejsca na świecie to część życia każdego z nas.
    Jednak sam film jest dla mnie przechwalony. Czytałam wiele dobrych opinii o nim, takich jak twoja i wiele się spodziewałam. A tutaj poza intrygującą Holly i morałem na temat wędrówki w życiu nie był on dla mnie niczym innym jak kolejną love story, których mamy na tuziny. Nic oryginalnego, a nawet się trochę nudziłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię ten film- jest taki ciepły i wesoły. Jedyne co trochę zgrzyta to główny męski bohater, który przy Holly niestety wypada blado ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. cześć, też bardzo lubię ten film i zgodzę się z Tobą, że jest inspirujący. Poza tym fajnie piszesz:) Pozdrawiam,J.

    OdpowiedzUsuń